fot. Łucja Marcinkowska
Niezakaźna choroba epidemiologiczna - tak usłyszałam gdzieś o cukrzycy. Niemalże każdy ma wśród bliskich lub przynajmniej zna choć jedną osobę chorującą na cukrzycę. Praktycznie każdy z nas też słyszał już o objawach insulinooporności albo o niedoczynności tarczycy, czy Hashimoto. Plagi dzisiejszych czasów. Uprzykrzają codzienność, czasem spychają gdzieś na margines towarzyski, bo nie każdy jest ze swoją chorobą pogodzony i chce o niej mówić głośno. Ja choruję na niedoczynność, miałam cukrzycę ciążową, a cukrzyca typu 2 występuje w mojej rodzinie już w 3 pokoleniu. Chcąc od niej uciec, niejako związałam się z nią zawodowo i emocjonalnie na własne życzenie.
Jakiś czas temu zostałam poproszona o napisanie dla jednego z portali urodowych artykułu o stworzonej przeze mnie marce MELLI care, przeznaczonej do pielęgnacji szczególnie wymagającej skóry dłoni i stóp. Zastanawiałam się, czy moja historia w ogóle jest warta zainteresowania? Czy mogę oczekiwać tego, że dla kogoś będzie ona ciekawa w świecie, w którym obecnie półki uginają się od specyfików na wszystko, ekspresowo rozwija się medycyna estetyczna, poprawiamy sobie rysy twarzy, a po macoszemu traktujemy dłonie i stopy... Czy kogoś dzisiaj interesuje porządny krem do suchej skóry dłoni?
Skąd się w ogóle wzięło to moje MELLI care, jak do tego doszło, że nie będąc chemikiem, technologiem, nie posiadając milionów na koncie ani grona fachowców z dziedziny marketingu, zarządzania, produkcji kosmetycznej, bez parku maszyn nagle pojawiłam się na rynku z czymś tak sprofilowanym, namacalnym i do tego takim dobrym. Z własną marką kosmetyczną. Odpowiedź jest niezwykle banalna - z realnej potrzeby bliskiej osoby. Nie od dzisiaj wiadomo, że potrzeba jest matką wynalazku.
Wiedziałam, że z pewnością postawię na bardzo dobrą jakość, że produkty, które stworzę nie będą kopią tego, co już jest na rynku. Nie interesowała mnie szybka produkcja, czy zbyt produktów za grosze do sieci handlowej. |
Chciałam ambitnie stworzyć coś, co może powoli, ale sukcesywnie zaistnieje na rynku, będzie bardzo wysokiej jakości, będzie należycie przetestowane, zdrowe dla skóry, pięknie podane i nie tylko przyniesie zamierzony efekt po aplikacji na skórze, ale będzie sprawiało radość podczas stosowania. Przyniesie ulgę i uśmiech na twarzy. I tu był moment zwrotny, ponieważ mój tata, który właśnie choruje na cukrzycę akurat narzekał, że kupił kolejny krem do stóp, który owszem nawilżył mu skórę, ale był tak tłusty, że omal nie poślizgnął się na podłodze po jego zastosowaniu. I w tym momencie zaświtała mi taka myśl - a dlaczego by nie zrobić kremu do stóp dla diabetyków?
Cukrzyca, jak powszechnie wiadomo, to choroba bardzo uciążliwa. Atakuje sukcesywnie wiele organów. Nieleczona może doprowadzić do śmierci. Świadomość o niej stopniowo zwiększa się zarówno w Polsce, jak i za granicą. Nawet Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła cukrzycę niezakaźną epidemią XXI wieku, głośno mówi się o profilaktyce, o zwiększaniu nakładów na diagnostykę. W Polsce już prawie 3 miliony osób choruje na cukrzycę, a 26% nie jest tego świadoma. Ja wiem na czym ona polega, ponieważ oprócz taty chorował na nią dziadek, a ja wspomniałam, miałam wykrytą cukrzycę ciążową i robię wszystko, aby nie przekształciła się ona w cukrzycę typu 2.
Pilnowanie diety i przeliczanie zamienników węglowodanowych, codzienne zastrzyki, masowanie zrostów skóry, obowiązkowa aktywność sportowa i kontrola poziomu cukru - to aspekty, o których już mówi się u nas głośno. Ale o profilaktycznej pielęgnacji skóry, zwłaszcza stóp, które u diabetyków ze względu na neuropatię i zanikające krążenie krwi są narażone nawet na amputację - o tym póki co niewiele się mówi. Powstają pełne chemii kremy dla diabetyków - tłuste, słabo wchłaniające się, bezzapachowe lub pachnące jak typowe mazidła apteczne, o stronie wizualnej nie wspominając, ponieważ "kto z chorych zwraca uwagę na aspekt wizualny?" - tak usłyszałam z ust kilku "znawców" z branży kosmetycznej. Pomyślałam wtedy, że produkcja naturalnych kosmetyków to szaleństwo i brawura z mojej strony, ale ja gdybym była chora, chciałabym mieć możliwość zakupu takiego specyfiku, który będzie skuteczny, wygodnie opakowany, będzie pięknie pachniał i estetycznie wyglądał. Którego nie będę się wstydziła wyjąć z kosmetyczki podczas wakacji...
Tak powstały trzy pierwsze produkty: krem do rąk, krem do stóp oraz scrub cukrowo-solny do złuszczania zrogowaciałego naskórka. Bardzo dobrej jakości, bardzo wydajne i skuteczne, pachnące tak apetycznie, że chciałoby się je zjeść. Zbierają dobre recenzje od konsumentów i od specjalistów w gabinetach kosmetycznych, w których są stosowane. I chociaż inspiracją byli dla mnie diabetycy, to rynek sam zdecydował, że produkty dają świetne efekty nie tylko na skórze diabetyków, ale również u osób zmagających się z atopowym zapaleniem skóry, łuszczycą, Hashimoto, niedoczynnością tarczycy, czy osób, których praca zawodowa niezmiennie kojarzy się z wysuszoną skórą dłoni, nadmiernie zniszczoną wielokrotnym dezynfekowaniem jej w ciągu dnia, czy nawet każdej z nas, która prowadzi dom i ma styczność z detergentami.
W mediach społecznościowych piszą pozytywne opinie zadowoleni użytkownicy i to dla mnie największy dowód na to, że warto było podjąć wyzwanie. Sprawił mi też ogromną radość fakt, że otrzymałam pierwszą branżową nagrodę w niespełna rok od założenia firmy. Potem pojawiły się kolejne nagrody... To wielkie wyróżnienie, radość i duma.
Warto było stworzyć coś, co pomaga innym. Obecnie buduję dobre relacje z punktami, które oferują prozdrowotne, naturalne preparaty dla osób, dla których świadoma pielęgnacja ma znaczenie. Uwielbiam takie miejsca, do których Klient przychodzi jak do przyjaciół - zawsze może liczyć na merytoryczne wsparcie, rekomendację produktu i szeroki wachlarz preparatów, które poprawią jakość jego życia. Duże opakowania kremów w butelkach z pompką uzupełniłam o wersje kremów w tubkach w wersji "travel size", które są w takiej pojemności, że można je mieć zawsze przy sobie, a nawet zabrać do walizki podczas lotu tanimi liniami. Wiosną wprowadziłam również krem do stosowania na całe ciało.
Pomysłów jest mnóstwo, zapał do pracy również, ale największą satysfakcję dają mi rozmowy z Klientami podczas targów kosmetycznych i eventów propagujących profilaktykę zdrowotną. Sama biorę udział w biegach charytatywnych, wpieram osobiście oraz jako marka MELLI care różne fundacje, szerzące wiedzę o profilaktyce zdrowotnej. Mam poczucie, że moja praca ma sens, bo produkty, które tworzę, pomagają innym, a chyba o to w życiu chodzi, żeby spełniać swoje marzenia i pomagać innym.
Aleksandra Matysiak
www.mellicare.com