
Nie chcą jej także urzędnicy. Jak oświadczył kilka dni temu Jacek Paszkiewicz, prezes NFZ, resort zdrowia nie wydał dotąd niezbędnych rozporządzeń i fundusz nie jest przygotowany do jej wdrożenia. Prezes podkreśla, że NFZ musi dysponować wiedzą na temat sprzedaży każdego leku, następnie dane te przetwarzać i przekazywać do resortu zdrowia. A to wymaga zatrudnienia 100 osób oraz zakupu całkiem nowego oprogramowania, którego przygotowanie może potrwać około dwóch lat.
Bojkot zapisów ustawy zapowiadają lekarze: nie godzą się z nowymi obowiązkami biurokratycznymi, które teraz będą musieli wypełniać przy wypisywaniu recept. Wyliczają, że samo wypisanie recepty według nowych reguł zajmie im co najmniej 15 minut. - Przecież to kuriozum, by lekarz musiał weryfikować uprawnienia pacjenta do refundacji czy obliczał jego odpłatność za przepisywany lek. W jaki sposób mamy to robić? - oburza się dr Jerzy Friediger, wiceprezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie. W oświadczeniu Izby czytamy m.in.: "Stoimy na stanowisku, że jeśli wprowadzenie tego rozporządzenia w życie jest możliwe, to realizacja jego zapisów przez lekarzy wypisujących recepty jest niemożliwa. Ilość danych zawartych na recepcie uniemożliwia lekarzom w czasie przewidzianym dla jednego chorego prawidłowe jej wystawienie, co biorąc pod uwagę sankcje przewidziane w ustawie za pomyłki w wystawieniu recepty, sparaliżuje całkowicie pracę lekarza. Zwracamy uwagę, że podobne rozwiązania nie mają precedensu w cywilizowanym świecie i są wielokroć bardziej skomplikowane niż wykonanie przelewu bankowego na wielotysięczną kwotę. Projekt rozporządzenia stanowi ukoronowanie wielu aktów prawnych utrudniających pracę lekarza, i po raz kolejny odwróci się przeciwko chorym". W podobnym tonie wypowiedział się Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, a także Naczelna Rada Lekarska, która rozpoczęła ogólnopolską akcję zbierania podpisów pod petycją o wycofanie się rządu z tego rozporządzenia. 2 grudnia władze samorządu lekarskiego mają zdecydować o skierowaniu ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Lekarze zapowiadają, że jeśli rozporządzenie nie zostanie zmienione, będą zmuszeni wystawiać wyłącznie recepty pełnopłatne. Deklarację taką złożyło już ponad 10 tys. medyków.
![]() ![]() |
Również Business Centre Club domaga się od nowego ministra zdrowia zmiany terminu wdrożenia ustawy. Zenon Wasilewski, ekspert BCC, podkreśla w rozmowie z "DP", że za błędy popełnione przez resort zapłaci pacjent wyższymi cenami leków i zamieszaniem w aptekach na niespotykaną dotąd skalę. Inne zarzuty BCC to brak wielu rozporządzeń wykonawczych do ustawy, opóźnione negocjacje z firmami farmaceutycznymi w sprawie cen leków, brak systemu informatycznego w NFZ. BCC uważa, że ustawa budzi wiele wątpliwości natury konstytucyjnej, m.in. narusza zasady przyzwoitej legislacji. Dlatego wystąpił do rzecznika praw obywatelskich o skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego niektórych jej zapisów.
Nawet eksperci mniej krytyczni wobec ustawy uważają za celowe zbadanie jej zgodności z konstytucją. Dr Adam Kozierkiewicz, ekspert do spraw systemów ochrony zdrowia, uważa, że w oparciu o zagmatwane zapisy, bez analizy rozporządzeń, których nie ma i nie wiadomo, kiedy będą, nie sposób odpowiedzieć na kluczowe pytanie: pacjent zapłaci za leki mniej czy więcej? - Byłoby dobrze, gdyby kontrowersje związane z ustawą rozstrzygnął Trybunał Konstytucyjny - zauważa. Zdaniem eksperta przesunięcie terminu wejścia ustawy w życie byłoby kłopotliwe dla ministra finansów, który zaakceptował przyszłoroczny budżet NFZ skonstruowany przy założeniu, że wydatki na refundację będą znacząco mniejsze niż w roku minionym. Oszczędności funduszu mają wynikać z prognozowanego obniżenia cen przez firmy farmaceutyczne.
A pacjenci, nie mogąc doczekać się na decyzje polityków i urzędników, wykupują leki na zapas w obawie, że od stycznia zapłacą więcej. Dotyczy to przede wszystkim medykamentów, otrzymywanych teraz za grosz lub za opłatą ryczałtową.